Przedstawiona mapa ma charakter poglądowy - oddaje mniej więcej zarys trasy, ale to bardzo zgrubny zarys jest;)
Pierwsza poważniejsza wycieczka w tym sezonie. Jako cel obraliśmy najwyższy punkt w tych okolicach - Patrię(506m.n.p.m.) w rezerwacie Wilcze. Początek standardowo w kierunku Budziwoju, ale tym razem odbijamy w ulicę bodajże dworską która prowadzi aż do Tyczyna. Gdzie na samym początku omal się pod ciężarówkę nie wpakowałem przez nieuwagę i te nagle wyłaniające się przy drodze krawężniki;) Nie jest prawdą niestety że w takich chwilach całe życie przebiega przed oczami... a może to jeszcze nie była sytuacja z pogranicza?:) Że przejazd przez Tyczyn wiąże się z pokonaniem niemałego przewyższenia każdy kto tam jechał np w kierunku Hermanowej wie. My na Hermanową nie skręcaliśmy tylko pojechaliśmy prosto - prosto na podjazd. Co do tego podjazdu pewnie dla przeciętnego rowerzysty przyzwyczajonego do tych okolic wielkim wyzwaniem on nie był, ale... No właśnie - czuję się kaleką bo mam obecnie tylko dwa przełożenia w rowerze do wyboru i z racji tego podjazdy to dla mnie prawdziwa męka. Co ciekawe w tym wypadku poczułem co to znaczy odmowa - to taki stan którym organizm sygnalizuje że nie pozwoli na bezlitosne pchanie w pedały na beztlenie skoro od 20h(około godziny 15) nie dostał żadnego posiłku:) Tak, tutaj ważna uwaga - nie wybierajcie się na wyprawy rowerowe jeśli ostatnim posiłkiem była kolacja w dniu poprzednim:) Tutaj też ciekawy wniosek treningowy - w tempie umiarkowanym z niewielkim obciążeniem mogę jechać tak bez jedzenia bez problemu wiele godzin(nie ma to jak organiczne akumulatorki lipidowe;p ), ale już wkroczenie w strefę wysiłku beztlenowego bardzo szybko zużywa dostępne źródła energii ;/ W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zacząć się przykładać do tej jazdy rowerem, a nie jak dotychczas tylko na spokojnie - rekreacyjnie. Wracając do trasy - jakoś się tam wtoczyłem do końca, uzupełniłem zapas energii batonikiem(całe 106kcal, że nie miałem czegoś mocniejszego) i pojechaliśmy dalej. A dalej to w sumie kluczyliśmy gdzieś po okolicach Kielnarowej i obu Borków - Starego i Nowego. Zahaczyliśmy nawet o sanktuarium maryjne w borku, gdzie jest cudowne źródełko. Żaden z nas nie ryzykował popijania z niego - ta cała instalacja jakoś tak nie budziła zaufania:)
Potem jeszcze droga krzyżowa - no tak wypadło że część trasy się nam z nią pokrywała, bo dokądś prowadziła a o to nam chodziło:) Aha, warto wspomnieć że tuż przed wejściem na teren sanktuarium Mateusz postanowił odkręcić sobie mostek i przykręcić go na nowo i tak z dwa razy - spokojnie raczej nie z nudów coś mu tam chyba za luźno się obracało:) Nasza dalsza droga wyglądała w ten sposób że udało się nam w końcu znaleźć jakiś zjazd do normalnej drogi(od momentu wyjazdu z sanktuarium były drogi polne i pod koniec szutrowa tylko) gdzie pojechaliśmy w kierunku z którego przyjechaliśmy:) Po wyprostowaniu naszych ścieżek przez spotkaną autochtonkę udaliśmy się już w kierunku Błażowej skąd też nie bez komplikacji na Kąkolówkę. W Błażowej zatrzymaliśmy się w sklepie aby uzupełnić - w moim przypadku wodę, a Mateusz zgłodniał akurat:)
Teraz zaczyna się zasadnicza część naszej wyprawy - z Kąkolówki zielonym pieszym szlakiem wędrownym(1.5h) zaczynamy zdobywać pasmo Wilcze. Droga prowadzi jak łatwo zgadnąć pod górę - po trochu jakąś dróżką polną, szutrową i asfaltową nawet:) (Błażowa to mniej więcej 250m.n.p.m. a sama Patria to wg różnych źródeł 506-510m.n.p.m.)
Dla mnie to istne piekło było... ale trzeba przyznać że coś takiego ma pewną wartość treningową w przeciwieństwie do wycieczek z koleżankami:) Dojeżdżam do linii lasu - prawą łydkę jakiś skurcz chwycił, ale twardym trza być nie miękkim:) Od tego momentu to już w moim przypadku właściwie podejście nie podjazd:) Droga przez las miejscami całkiem stromo w górę, a nawierzchnia na złość wilgotna(trzeci raz tam byłem i nigdy sucho nie było) - w moim przypadku nie dało się jechać stając na pedałach bo koło się zwyczajnie ślizgało co zmusiło mnie do pokornej wspinaczki z rowerem na piechotę:)
Te trudy wynagradzają widoki na górze - aha, żeby trafić na punkt widokowy gdzie stoi przedstawiony na fotce krzyż należy trochę odbić gdzieś w tym miejscu ze szlaku drogą prowadzącą ku światłu - inaczej tego nie opiszę:)
Dalej czekała nas trasa żółtym szlakiem - wzdłuż tego pasma. Na tym etapie miałem momenty zwątpienia - sprzedać rower, kupić aparat i zająć się fotografią a nie tak wykańczać... ale chyba skończy się na inwestycji w kierunku przywrócenia rowerkowi tak podstawowej funkcjonalności jaką jest zmiana przełożeń;)
Trasa bardzo fajna - obfituje w krótkie zjazdy i podjazdy, prowadzi częściowo lasem, czasem przez jakąś polanę, ogólnie bardzo malowniczo:) Na jednej z takich polanek omal nie wjechałem w krzak jeżyn - właściwie wjechałem, ale tylko w połowie:) Mając hamulce v-brake trzeba uważać pokonując drogę gdzie woda zebrana w koleinach sięgała po pedały bo potem już skuteczność nie ta sama o czym za chwilę:) Szlak jest oznakowany tak sobie - niby jest ale jednak w większości jechaliśmy na wyczucie bo np brakowało oznaczeń po wyjeździe na otwartą przestrzeń.
Najciekawszym chyba miejscem był końcowy już zjazd gdzieś w kierunku Baryczki. Droga przez las czyli jakaś polno-szutrowa z kamieniami, korzeniami, i innymi przeszkodami nie wspominając o zwyczajnych nierównościach. I co najważniejsze - potwornie stromo jak na zjazd taką drogą. Na pewnym etapie miałem zaciśnięte obie klamki hamulca - przedni amor sama siła hamowania ugięła prawie do oporu(już mi koło o bidon się ocierało) a mimo tego jechałem w dół bez wyraźnej utraty prędkości... pewnie obręcze były jeszcze trochę brudne, ale nie na tyle by w ogóle nie reagować na hamowanie:) Generalnie - pełen wypas, dość ciekawie technicznie i najbardziej emocjonująca część naszej dzisiejszej trasy.
Potem to już właściwie nic ciekawego - no jeszcze szlak zgubiliśmy, ale to przez ten zjazd właśnie. Dalej już asfaltem były Połomia, Wyżne i ponieważ ciemno się powoli robiło zdecydowaliśmy wracać główną trasą przez Zarzecze i Boguchwałę do Rzeszowa. Drogę powrotną spędziłem "na kole" Mateusza - zimno już było więc taka opcja była najefektywniejsza:)