Mapka poglądowaDodałem orientacyjny zapis śladu z trasy - ma on w dużej mierze charakter przybliżony, ale może się komuś przyda np profil wysokościowy:)Dzisiaj dzień minął szybko - ani się obejrzałem była już godzina 16 a przecież miałem jeszcze plany na dzisiaj. Mateusz jak się okazało wyruszył dziś nabijać kilometry na żółtym szlaku dookoła Rzeszowa, więc pasuje też gdzieś pojechać bo za bardzo odskoczy;)
Szybki przegląd rowerowych znajomych(aż czworo ich dzisiaj było w zasięgu) wykazał, że raczej nie mam co liczyć na towarzystwo:) Na szczęście udało się odciągnąć Mirka od na pewno odpowiedzialnych zajęć i po sprawdzeniu stanu technicznego rowerów(o moim się lepiej nie wypowiadać, bo jeszcze mi się rozleci na złość, a Mirek znalazł dwie urwane szprychy) wybraliśmy się moimi śladami z ostatnich dni czyli "Błękitną Petlą"(opis samego szlaku, wraz z mapką we wpisie sprzed paru dni)
Za początek szlaku przyjmijmy skrzyżowanie obwodnicy z ulicą Staroniwską(na liczniku jakieś 2km) i zaczynamy mozolną wspinaczkę w górę ku Kielanówce i Nosówce - to zdaje się tutaj szlak opuszcza drogę asfaltową i zaczyna wieść szutrówką.
Szutrówka jak to szutrówka - należy zachować minimum ostrożności, żeby nagle nie zgubić przedniego koła i nie rozsmarować się po kamyczkach(nie wspomniałem że ten szutr to takie mniejsze i większe kamyczki nawiezione na całej szerokości drogi?) ;)
Jadąc dalej powinniśmy trafić na mały objazd gdzie główna droga jest rozkopana, zalana i zasypana na zmianę - generalnie raczej nieprzejezdna choć korci by spróbować:) Objazd jest dróżką polną powyżej i na lewo od drogi - po kilkuset metrach nie przegapić skrętu w prawo i dalej znowu jedziemy drogą polno-szutrową tu już znacznie przyjemniejszą. Mijamy jakąś konstrukcję - nie wiem co to czy szyb jakiś czy pompa lub jeszcze coś innego:) Tu już bez większych atrakcji jedziemy trzymając się oznaczeń i w końcu powinniśmy wyjechać na asfaltówkę gdzie skręcamy w lewo(brakuje tam takiej informacji, ale można się tego domyślić bo w drugą stronę droga prowadzi donikąd)
Krótki zjazd do miejscowości Zgłobień gdzie skręcamy w prawo i jedziemy aż do wysokości tutejszego kościółka gdzie ponownie odbijamy w lewo by pokonać nawet stromy podjazd(a może taki się wydaje po do tej pory niewymagającej drodze) ku cmentarzowi.
Za cmentarzem w prawo prowadzi żółty szlak(zapewne ten dookoła Rzeszowa) a prosto nasz niebieski wąską, ale spokojną drogą asfaltową pośród domków:) Sielanka prawdziwa:)
Gdzieś tutaj w pewnym miejscu szlak zdaje się gubić pośród zabudowań czy pól. Tak więc dla potomnych - po dojechaniu do miejsca gdzie na drzewie przed nami oddalonym o kilka metrów od drogi jest niebieska plamka i dalej w prawo prowadzi polan droga na południe... nie jechać tą drogą!;) Wjeżdżamy zwyczajnie w drogę polną na wprost(po lewej od drzewa ze znaczkiem) i po chwili skręcamy w prawo by po ominięciu jakiegoś pola obić w lewo ku trasie naszego szlaku.
Powinniśmy teraz stać na wzniesieniu pośród pól. I niech nikomu nie przychodzi gnać na dół - zjeżdżamy spokojnie na dół by przekonać się że dalej trasa prowadzi morderczym przy większej prędkości "szutrem". Jest tam starym zwyczajem na drogach rowerowych wysypane sporo żwiru i kamieni osiągających rozmiary połówki cegły - zapewne miało to na celu wyrównanie tego odcinka bo jest tam np zabójcza hopka tuż przed wjazdem w kamienie;) Dzisiaj zjeżdżając tamtędy z kolegą nie wiedziałem czy trzymać mocno kierownicę i nie dać się zaskoczyć jakiejś koleinie lub kamieniowi czy próbować jednak hamować(z kolegą na kole jednak nie byłaby to najlepsza decyzja poza tym przeciąć tam opony też bym nie chciał;) ) - obyło się bez wypadków ale obaj najedliśmy się w tym jednym miejscu trochę strachu;)
Dojeżdżamy do Woli Zgłobieńskiej(na liczniku 16km) gdzie można kontynuować trasę niebieską skręcając w lewo na drogę do Niechobrza(morderczy podjazd - na szczęście nie za długi) albo można wybrać drogę na wprost. Na wprost wiedzie właśnie zielony szlak ku rezerwatowi Wielki Las - i my właśnie tę drogę obraliśmy.
Jedziemy kawałek asfaltem aż do zakrętu gdzie cały czas podążając za oznaczeniami jedziemy prosto - na długi szutrowy podjazd.
Od tej chwili właściwie cały czas jest pod górkę(nie ma sensu wspominać o krótkich okresach przejściowych gdzie było płasko bo tam zwyczajnie łapaliśmy oddech pomiędzy podjazdami;) )
O ile podjazd nie prezentuje się jakoś straszliwie to bez wątpienia należy zaliczyć go do gatunku tych na których zaczynasz żałować że tak mało czasu spędzasz na rowerze pracując nad kondycją...
Gdy już się udało pokonać całe przewyższenie na tym odcinku(twardym trza być nie miękkim! - najwyższy punkt na mapie 406m) pozostaje jeszcze kawałek drogą szutrową w lesie i wyjeżdżamy na rozstaju dróg w okolicach Pyrówek.
Jak się później okazało z tego miejsca droga prowadzi trochę w dół i tam zaczyna się czudecki szlak czy tam ścieżka w każdym razie prowadzić powinna ona poprzez Pstrągową do Czudca.
My jednak nie widząc w tym miejscu żadnych oznaczeń(oprócz tabliczki informującej o osiągnięciu końca zielonego szlaku) zawróciliśmy do lasu by przy miejscu biwakowym odbić w prawo w kierunku Czudca.
Ładny długi zjazd drogą szutrową gdzie nie poskąpiono nierówności, łach piachu czy drobnych kamieni oraz innych elementów niepozwalających podziwiać spokojnie krajobrazu przy prędkości przekraczającej 40km/h - po wyjechaniu z lasu zaczyna się asfaltowy zjazd do Czudca(w tym miejscu jest nawet lepszy od analogicznego na trasie z Niechobrza Górnego)
To tutaj właśnie osiągnąłem Vmax - bez problemu można przekroczyć te 70km/h ale bez okularów(powinienem powiedzieć kasku, ale jakoś zawsze to okularów brakuje) się bałem, a i tak musiałem zwalniać, bo tłukące po twarzy owady przypominały o tym że mogłaby mnie tu skasować byle pszczoła przy czołowym zderzeniu jakby w oko wycelowała;)
No i jesteśmy w Czudcu - właściwie to już prawie jego koniec - końcowy przystanek na ulicy jasielskiej. Stąd kawałek główną drogą i przez most do Zaborowa, ale my zaraz za mostem skręcamy w drogę równoległą do Wisłoka(pod mostem kolejowym)
i dalej trzymając się biegu rzeki jedziemy kolejno marnym asfaltem, szutrem, dróżką nad brzegiem rzeki, drogami wyłożonymi betonowymi płytami itp - powinniśmy wyjechać na wysokości mostu drewnianego(stąd można odbić na wzgórze gdzie znajdują się ruiny tutejszego zamku)
My jedziemy dalej prosto - przez Wyżne(właściwie cały czas prosto) aż do mostku w gdzie przecinamy główną trasę. Jedziemy dalej na wprost przez przejście i skręcamy zaraz w prawo jadąc obok charakterystycznego budynku:
...który przywodzi mi na myśl skojarzenia z jakimś sierocińcem.
Kawałek pod górkę i w pierwszą drogę asfaltową po lewej - dalej już cały czas się jej trzymając powinniśmy dotrzeć do mostu w Babicy na który nie wjeżdżamy tylko dalej jedziemy prosto na Lubenię. Potem odbijamy przy drogowskazie na Tyczyn do Siedlisk. Już właściwie jesteśmy w domu - wystarczy przejechać do końca Siedliska i Budziwój gdzie na skrzyżowaniu można odbić już na Rzeszów do którego z tamtego miejsca jest około 9km.
My jednak w Budziwoju postanowiliśmy przeprawić się przez Wisłok do Boguchwały(dojeżdżając widać po drugiej stronie Wisłoka kościół właśnie w Boguchwale - z dwoma wieżami)
Aby plan zrealizować w Budziwoju należy skręcić w ulicę Porąbki i jechać nią gdzieś do numeru bodajże 85 - w każdym razie przed wyraźnym zakrętem asfaltu w lewo po prawej jest droga szutrowa prowadząca "w pola";) Dróżką tą dojeżdżamy do wiszącej kładki nad Wisłokiem, której nie znalazłem chyba na żadnej mapie;)
Można od niej udać się prosto na Boguchwałę albo wybrać bardziej wymagającą ścieżkę brzegiem Wisłoka na prawo.
My rzecz jasna pojechaliśmy w prawo:)
Wiedzie tam droga wysypana kamieniami a'la szutrówka po czym droga obija na lewo w kierunku Boguchwały, a my kontynuujemy ścieżką nad brzegiem rzeki.
Jest ona dość wąska i kręta - miejscami jest to ścieżynka nad samym brzegiem rzeki innym razem trochę się od niego oddala, kawałek wiedzie brzegiem pola inny wzdłuż jakiegoś ogrodzenia, itp. W jednym miejscu czeka nas nawet przeprawa przez wąski strumyczek;)
Po dojechaniu do odgrodzonego terenu oczyszczalni należy trzymać się blisko ogrodzenia i ją ominąć:) Jedziemy kawałek ubitą drogą aż do zabudowań gdzie odnajdujemy ścieżkę prowadzącą po schodkach w górę i dalej równolegle do ogrodzenia. Powinniśmy pokonać kawałek wzdłuż działek i dalej aż do wąskiej dróżki obok ogrodzenia. I na tej dróżce należy uważać! Są tam ostre zjazdy pośród gałęzi i krzaków z jednej strony a np siatką ogrodzenia po drugiej;)
Aha, na jednym takim ostrym zjeździe dokładnie na środku stoi sobie taki mały pniaczek - murowana wywrotka jeśli go w porę nie zauważyć;) Docieramy znowu nad sam brzeg rzeki(tylko żeby się ktoś z rozpędu do samej rzeki nie wpakował) i jedziemy jeszcze kawałek dróżkami w kierunku Rzeszowa. Powinniśmy dotrzeć do niedawno wybudowanego odcinka ścieżki pieszo-rowerowej prowadzącej później między rezerwatem Lisia Góra a samym Wisłokiem - i to już ostatnich kilka kilometrów naszej trasy gdzie wykorzystałem jeszcze Mirka jako wiatrochron;) Duży z niego chłopak to się fajnie jechało w jego cieniu:)
Po wszystkim jeszcze szybki prysznic, pyszna i pożywna kolacyjka(warzywka z patelni z kurczakiem:D ) oraz raport z trasy na bikestats.pl ;)
Pozdrawiam wszystkich przeglądających:)