Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:357.00 km (w terenie 82.00 km; 22.97%)
Czas w ruchu:21:17
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:954 m
Maks. tętno maksymalne:202 (102 %)
Maks. tętno średnie:171 (86 %)
Suma kalorii:4971 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:44.62 km i 2h 39m
Więcej statystyk

Rzeszów-Tyczyn-Borek Stary i Nowy-Błażowa-Kąkolówka-Wilcze(Patria)-Baryczka-Połomia-Wyżne-Boguchwała-Rzeszów

Środa, 13 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria turystycznie

Przedstawiona mapa ma charakter poglądowy - oddaje mniej więcej zarys trasy, ale to bardzo zgrubny zarys jest;)

Pierwsza poważniejsza wycieczka w tym sezonie. Jako cel obraliśmy najwyższy punkt w tych okolicach - Patrię(506m.n.p.m.) w rezerwacie Wilcze.
Początek standardowo w kierunku Budziwoju, ale tym razem odbijamy w ulicę bodajże dworską która prowadzi aż do Tyczyna. Gdzie na samym początku omal się pod ciężarówkę nie wpakowałem przez nieuwagę i te nagle wyłaniające się przy drodze krawężniki;) Nie jest prawdą niestety że w takich chwilach całe życie przebiega przed oczami... a może to jeszcze nie była sytuacja z pogranicza?:)
Że przejazd przez Tyczyn wiąże się z pokonaniem niemałego przewyższenia każdy kto tam jechał np w kierunku Hermanowej wie. My na Hermanową nie skręcaliśmy tylko pojechaliśmy prosto - prosto na podjazd. Co do tego podjazdu pewnie dla przeciętnego rowerzysty przyzwyczajonego do tych okolic wielkim wyzwaniem on nie był, ale... No właśnie - czuję się kaleką bo mam obecnie tylko dwa przełożenia w rowerze do wyboru i z racji tego podjazdy to dla mnie prawdziwa męka.
Co ciekawe w tym wypadku poczułem co to znaczy odmowa - to taki stan którym organizm sygnalizuje że nie pozwoli na bezlitosne pchanie w pedały na beztlenie skoro od 20h(około godziny 15) nie dostał żadnego posiłku:)
Tak, tutaj ważna uwaga - nie wybierajcie się na wyprawy rowerowe jeśli ostatnim posiłkiem była kolacja w dniu poprzednim:)
Tutaj też ciekawy wniosek treningowy - w tempie umiarkowanym z niewielkim obciążeniem mogę jechać tak bez jedzenia bez problemu wiele godzin(nie ma to jak organiczne akumulatorki lipidowe;p ), ale już wkroczenie w strefę wysiłku beztlenowego bardzo szybko zużywa dostępne źródła energii ;/
W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zacząć się przykładać do tej jazdy rowerem, a nie jak dotychczas tylko na spokojnie - rekreacyjnie.
Wracając do trasy - jakoś się tam wtoczyłem do końca, uzupełniłem zapas energii batonikiem(całe 106kcal, że nie miałem czegoś mocniejszego) i pojechaliśmy dalej.
A dalej to w sumie kluczyliśmy gdzieś po okolicach Kielnarowej i obu Borków - Starego i Nowego.
Zahaczyliśmy nawet o sanktuarium maryjne w borku, gdzie jest cudowne źródełko. Żaden z nas nie ryzykował popijania z niego - ta cała instalacja jakoś tak nie budziła zaufania:)
Kapliczka i źródełko w Borku Starym © szemi

Potem jeszcze droga krzyżowa - no tak wypadło że część trasy się nam z nią pokrywała, bo dokądś prowadziła a o to nam chodziło:)
Aha, warto wspomnieć że tuż przed wejściem na teren sanktuarium Mateusz postanowił odkręcić sobie mostek i przykręcić go na nowo i tak z dwa razy - spokojnie raczej nie z nudów coś mu tam chyba za luźno się obracało:)
Nasza dalsza droga wyglądała w ten sposób że udało się nam w końcu znaleźć jakiś zjazd do normalnej drogi(od momentu wyjazdu z sanktuarium były drogi polne i pod koniec szutrowa tylko) gdzie pojechaliśmy w kierunku z którego przyjechaliśmy:) Po wyprostowaniu naszych ścieżek przez spotkaną autochtonkę udaliśmy się już w kierunku Błażowej skąd też nie bez komplikacji na Kąkolówkę.
W Błażowej zatrzymaliśmy się w sklepie aby uzupełnić - w moim przypadku wodę, a Mateusz zgłodniał akurat:)

Teraz zaczyna się zasadnicza część naszej wyprawy - z Kąkolówki zielonym pieszym szlakiem wędrownym(1.5h) zaczynamy zdobywać pasmo Wilcze.
Droga prowadzi jak łatwo zgadnąć pod górę - po trochu jakąś dróżką polną, szutrową i asfaltową nawet:) (Błażowa to mniej więcej 250m.n.p.m. a sama Patria to wg różnych źródeł 506-510m.n.p.m.)

Dla mnie to istne piekło było... ale trzeba przyznać że coś takiego ma pewną wartość treningową w przeciwieństwie do wycieczek z koleżankami:)
Dojeżdżam do linii lasu - prawą łydkę jakiś skurcz chwycił, ale twardym trza być nie miękkim:)
Od tego momentu to już w moim przypadku właściwie podejście nie podjazd:)
Droga przez las miejscami całkiem stromo w górę, a nawierzchnia na złość wilgotna(trzeci raz tam byłem i nigdy sucho nie było) - w moim przypadku nie dało się jechać stając na pedałach bo koło się zwyczajnie ślizgało co zmusiło mnie do pokornej wspinaczki z rowerem na piechotę:)

Te trudy wynagradzają widoki na górze - aha, żeby trafić na punkt widokowy gdzie stoi przedstawiony na fotce krzyż należy trochę odbić gdzieś w tym miejscu ze szlaku drogą prowadzącą ku światłu - inaczej tego nie opiszę:)


Dalej czekała nas trasa żółtym szlakiem - wzdłuż tego pasma.
Na tym etapie miałem momenty zwątpienia - sprzedać rower, kupić aparat i zająć się fotografią a nie tak wykańczać... ale chyba skończy się na inwestycji w kierunku przywrócenia rowerkowi tak podstawowej funkcjonalności jaką jest zmiana przełożeń;)

Trasa bardzo fajna - obfituje w krótkie zjazdy i podjazdy, prowadzi częściowo lasem, czasem przez jakąś polanę, ogólnie bardzo malowniczo:)
Na jednej z takich polanek omal nie wjechałem w krzak jeżyn - właściwie wjechałem, ale tylko w połowie:) Mając hamulce v-brake trzeba uważać pokonując drogę gdzie woda zebrana w koleinach sięgała po pedały bo potem już skuteczność nie ta sama o czym za chwilę:)
Szlak jest oznakowany tak sobie - niby jest ale jednak w większości jechaliśmy na wyczucie bo np brakowało oznaczeń po wyjeździe na otwartą przestrzeń.

Najciekawszym chyba miejscem był końcowy już zjazd gdzieś w kierunku Baryczki.
Droga przez las czyli jakaś polno-szutrowa z kamieniami, korzeniami, i innymi przeszkodami nie wspominając o zwyczajnych nierównościach. I co najważniejsze - potwornie stromo jak na zjazd taką drogą. Na pewnym etapie miałem zaciśnięte obie klamki hamulca - przedni amor sama siła hamowania ugięła prawie do oporu(już mi koło o bidon się ocierało) a mimo tego jechałem w dół bez wyraźnej utraty prędkości... pewnie obręcze były jeszcze trochę brudne, ale nie na tyle by w ogóle nie reagować na hamowanie:)
Generalnie - pełen wypas, dość ciekawie technicznie i najbardziej emocjonująca część naszej dzisiejszej trasy.

Potem to już właściwie nic ciekawego - no jeszcze szlak zgubiliśmy, ale to przez ten zjazd właśnie.
Dalej już asfaltem były Połomia, Wyżne i ponieważ ciemno się powoli robiło zdecydowaliśmy wracać główną trasą przez Zarzecze i Boguchwałę do Rzeszowa.
Drogę powrotną spędziłem "na kole" Mateusza - zimno już było więc taka opcja była najefektywniejsza:)

I to by było na tyle:)

Prawie jak interwały:)

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sportowo
Około godziny 17 wracam do Rzeszowa i mam ochotę gdzieś się przejechać żeby nie zapomnieć jak to jest na siodełku. Nie udało się niestety nikogo namówić do towarzystwa, bo wszyscy mówią coś o burzach albo obowiązkach itp - przecież niedzielę mamy odpoczywać trzeba, a dziwny kolor nieba nie oznacza od razu że będzie burza:)

Niezrażony, ale z trochę mniejszym już entuzjazmem postanawiam wsiąść na rower choć na godzinkę:)
Przy okazji pożyczam od kolegi pulsometr - zmierzę sobie maksymalny puls(HRmax) :)
Tylko jak to zrobić? Najprościej będzie chyba znaleźć mocno pofałdowany teren i spróbować doprowadzić się do zawału:) Takoż też czynię - znaczy szukam terenu, nad zawałem jeszcze nie zdecydowałem(gdyby tylko mieć jakiegoś towarzysza lub lepiej towarzyszkę wycieczki która miałbym pewność wezwała by odpowiednie służby ratownicze i podtrzymywała akcję serca do czasu ich przybycia:) )
Z pofałdowanym terenem nie ma w mojej okolicy problemu - zacznijmy od podjazdu na ulicy staroniwskiej. Ciągnąć kierownicę i pchając ile sił w nogach pedały pomyślałem że chyba powinno się zaczynać od rozgrzewki(na pierwszym odcinku doszedłem do HR=187 a podczas podjazdu było i 194) - za rozgrzewkę uznałem szybki zjazd jakąś boczną, asfaltową drogą i kilka chwil pedałowania po niej.
A dalej przyszła pora na trening interwałowy(nie do końca, ale nieźle brzmi) - wybrałem sobie górkę pod którą wjeżdżałem ile tylko sił w nogach, rękach, biodrach, barkach, bo to wszystko pracowało:) Przy pierwszym razie doszedłem do 197 uderzeń serca na minutę, potem był ten zjazd i łapanie oddechu oraz czekanie aż puls spadnie do mniej więcej 160... i tak trzy razy - za drugim razem był mój max, czyli HR=202, a za trzecim dociągnąłem już tylko do 200 :)
Serce jak serce - jeszcze mnie tam nic w klatce piersiowej nie bolało(a zdarzały się takie przypadki) ale wysiadłem energetycznie - nie miałem już siły pedałować:) Ledwo na prostej później się toczyłem, aż do odzyskania sił.
Ogółem biorąc pod uwagę cały podjazd na Staroniwę - tam do chyba punktu maksymalnego miałem średni puls jakieś 180...
Swój cel jakim było zmierzenia maksymalnej wartości tętna osiągnąłem, więc mógłbym wracać już do domu(raczej na pewno wyższego pulsu bym już nie wykręcił wtedy) jednakże pora jeszcze młoda i miałem ochotę pozwiedzać tamte okolice.
w sumie często tędy jeździłem, a nawet nie wiedziałem że wystarczy trochę zboczyć z głównej drogi i robi się tak ładnie.
Taki np słoneczny stok - bardzo ładny stamtąd widok:) Ja co prawda miałem widok na wzrastające chmury burzowe(!) gdzieś na północy chyba z których na dodatek od czasu do czasu coś błyskało... ale i tak było fajnie:)
Przeszło mi wtedy przez myśl żeby już wracać, ale odgoniłem tę myśl i pojechałem tym razem na przeciwną stronę - gdzieś w okolice Racławówki czy tam Kielanówki... to tutaj też zapuściłem się na jedyny w tej trasie kawałek terenowy - gdzieś przez pola bo wyglądało(niestety na wyglądaniu się skończyło) jakby droga w stronę Rzeszowa prowadziła:)
W sumie cała droga w tym rejonie to były naprzemienne podjazdy i zjazdy, a ja jeszcze starałem się utrzymać wysokie tętno(to chyba niezdrowe, nie?)
Do Rzeszowa wjechałem gdzieś od strony podkarpackiej po kilkukilometrowym kluczeniu;)

Nocny patrol pustymi ulicami Rzeszowa

Czwartek, 7 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria miejsko
Tej nocy padło na taką oto trasę.
Początek po wyjściu z pracy około godziny pierwszej - zimno, mokro, wieje... idealnie, bo zabrałem nawet rękawiczki i czapeczkę a'la plemnik:)
Jedziemy kawałek przez miasto ulicą piłsudskiego, jagielońską i langiewicza - na skrzyżowaniu chmaja i pola mijam budynek PRz :) Dalej zjazd do Lidla na hetmańskiej i wjazd na ścieżkę rowerową wzdłuż ulicy powstańców warszawy i dalej armii krajowej. Końcówka armii krajowej to łagodny podjazd.
Skrzyżowanie armii krajowej z lwowską, to miejsce gdzie się zatrzymuję popatrzeć na robiące wielkie wrażenie mroczne niebo - zdjęcie rzecz jasna nie wychodzi...
Zjazd ulicą lwowską - niestety przez wiatr pomimo pustej o tej porze drogi jadę stosunkowo wolno. Na moście, a raczej tuż za nim kolejny postój i taka oto fotka:

Szkoda że aparat w telefonie tego nie uchwycił, ale przedstawia ono m.in. leniwie wyglądający w tamtej chwili zza chmur księżyc(wkrótce pełnia) - to zjawisko świetlne po prawej u góry to właśnie on:)

Dalej droga prowadzi ku obwodnicy, którą często wracam z pracy - około 1:40 na wysokości staroniwskiej widzę jakiegoś rowerzystę:)
Po dojechaniu do akademika mam na liczniku coś koło 15km, więc postanawiam zabawić się jeszcze w króla szos(o tej porze w Rzeszowie jest na prawdę całkiem pusto na drogach!) i robię jeszcze małą pętelkę dla równego rachunku:)
I to by było na tyle:) Pozdrowienia dla wszystkich nocnych marków!

Rzeszów-Kielanówka-Wola zgłobieńska-rezerwat Wielki Las-Pyrówki-Czudec-Zaborów-Wyżne-Lubenia-Siedliska-Budziwój-Boguchwała-Rzeszów

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(5)
Kategoria opisowo
Mapka poglądowa
Dodałem orientacyjny zapis śladu z trasy - ma on w dużej mierze charakter przybliżony, ale może się komuś przyda np profil wysokościowy:)
Dzisiaj dzień minął szybko - ani się obejrzałem była już godzina 16 a przecież miałem jeszcze plany na dzisiaj. Mateusz jak się okazało wyruszył dziś nabijać kilometry na żółtym szlaku dookoła Rzeszowa, więc pasuje też gdzieś pojechać bo za bardzo odskoczy;)
Szybki przegląd rowerowych znajomych(aż czworo ich dzisiaj było w zasięgu) wykazał, że raczej nie mam co liczyć na towarzystwo:) Na szczęście udało się odciągnąć Mirka od na pewno odpowiedzialnych zajęć i po sprawdzeniu stanu technicznego rowerów(o moim się lepiej nie wypowiadać, bo jeszcze mi się rozleci na złość, a Mirek znalazł dwie urwane szprychy) wybraliśmy się moimi śladami z ostatnich dni czyli "Błękitną Petlą"(opis samego szlaku, wraz z mapką we wpisie sprzed paru dni)
Za początek szlaku przyjmijmy skrzyżowanie obwodnicy z ulicą Staroniwską(na liczniku jakieś 2km) i zaczynamy mozolną wspinaczkę w górę ku Kielanówce i Nosówce - to zdaje się tutaj szlak opuszcza drogę asfaltową i zaczyna wieść szutrówką.
Szutrówka jak to szutrówka - należy zachować minimum ostrożności, żeby nagle nie zgubić przedniego koła i nie rozsmarować się po kamyczkach(nie wspomniałem że ten szutr to takie mniejsze i większe kamyczki nawiezione na całej szerokości drogi?) ;)
Jadąc dalej powinniśmy trafić na mały objazd gdzie główna droga jest rozkopana, zalana i zasypana na zmianę - generalnie raczej nieprzejezdna choć korci by spróbować:) Objazd jest dróżką polną powyżej i na lewo od drogi - po kilkuset metrach nie przegapić skrętu w prawo i dalej znowu jedziemy drogą polno-szutrową tu już znacznie przyjemniejszą. Mijamy jakąś konstrukcję - nie wiem co to czy szyb jakiś czy pompa lub jeszcze coś innego:) Tu już bez większych atrakcji jedziemy trzymając się oznaczeń i w końcu powinniśmy wyjechać na asfaltówkę gdzie skręcamy w lewo(brakuje tam takiej informacji, ale można się tego domyślić bo w drugą stronę droga prowadzi donikąd)
Krótki zjazd do miejscowości Zgłobień gdzie skręcamy w prawo i jedziemy aż do wysokości tutejszego kościółka gdzie ponownie odbijamy w lewo by pokonać nawet stromy podjazd(a może taki się wydaje po do tej pory niewymagającej drodze) ku cmentarzowi.
Za cmentarzem w prawo prowadzi żółty szlak(zapewne ten dookoła Rzeszowa) a prosto nasz niebieski wąską, ale spokojną drogą asfaltową pośród domków:) Sielanka prawdziwa:)
Gdzieś tutaj w pewnym miejscu szlak zdaje się gubić pośród zabudowań czy pól. Tak więc dla potomnych - po dojechaniu do miejsca gdzie na drzewie przed nami oddalonym o kilka metrów od drogi jest niebieska plamka i dalej w prawo prowadzi polan droga na południe... nie jechać tą drogą!;) Wjeżdżamy zwyczajnie w drogę polną na wprost(po lewej od drzewa ze znaczkiem) i po chwili skręcamy w prawo by po ominięciu jakiegoś pola obić w lewo ku trasie naszego szlaku.
Powinniśmy teraz stać na wzniesieniu pośród pól. I niech nikomu nie przychodzi gnać na dół - zjeżdżamy spokojnie na dół by przekonać się że dalej trasa prowadzi morderczym przy większej prędkości "szutrem". Jest tam starym zwyczajem na drogach rowerowych wysypane sporo żwiru i kamieni osiągających rozmiary połówki cegły - zapewne miało to na celu wyrównanie tego odcinka bo jest tam np zabójcza hopka tuż przed wjazdem w kamienie;) Dzisiaj zjeżdżając tamtędy z kolegą nie wiedziałem czy trzymać mocno kierownicę i nie dać się zaskoczyć jakiejś koleinie lub kamieniowi czy próbować jednak hamować(z kolegą na kole jednak nie byłaby to najlepsza decyzja poza tym przeciąć tam opony też bym nie chciał;) ) - obyło się bez wypadków ale obaj najedliśmy się w tym jednym miejscu trochę strachu;)
Dojeżdżamy do Woli Zgłobieńskiej(na liczniku 16km) gdzie można kontynuować trasę niebieską skręcając w lewo na drogę do Niechobrza(morderczy podjazd - na szczęście nie za długi) albo można wybrać drogę na wprost. Na wprost wiedzie właśnie zielony szlak ku rezerwatowi Wielki Las - i my właśnie tę drogę obraliśmy.
Jedziemy kawałek asfaltem aż do zakrętu gdzie cały czas podążając za oznaczeniami jedziemy prosto - na długi szutrowy podjazd.
Od tej chwili właściwie cały czas jest pod górkę(nie ma sensu wspominać o krótkich okresach przejściowych gdzie było płasko bo tam zwyczajnie łapaliśmy oddech pomiędzy podjazdami;) )
O ile podjazd nie prezentuje się jakoś straszliwie to bez wątpienia należy zaliczyć go do gatunku tych na których zaczynasz żałować że tak mało czasu spędzasz na rowerze pracując nad kondycją...
Gdy już się udało pokonać całe przewyższenie na tym odcinku(twardym trza być nie miękkim! - najwyższy punkt na mapie 406m) pozostaje jeszcze kawałek drogą szutrową w lesie i wyjeżdżamy na rozstaju dróg w okolicach Pyrówek.
Jak się później okazało z tego miejsca droga prowadzi trochę w dół i tam zaczyna się czudecki szlak czy tam ścieżka w każdym razie prowadzić powinna ona poprzez Pstrągową do Czudca.
My jednak nie widząc w tym miejscu żadnych oznaczeń(oprócz tabliczki informującej o osiągnięciu końca zielonego szlaku) zawróciliśmy do lasu by przy miejscu biwakowym odbić w prawo w kierunku Czudca.
Ładny długi zjazd drogą szutrową gdzie nie poskąpiono nierówności, łach piachu czy drobnych kamieni oraz innych elementów niepozwalających podziwiać spokojnie krajobrazu przy prędkości przekraczającej 40km/h - po wyjechaniu z lasu zaczyna się asfaltowy zjazd do Czudca(w tym miejscu jest nawet lepszy od analogicznego na trasie z Niechobrza Górnego)
To tutaj właśnie osiągnąłem Vmax - bez problemu można przekroczyć te 70km/h ale bez okularów(powinienem powiedzieć kasku, ale jakoś zawsze to okularów brakuje) się bałem, a i tak musiałem zwalniać, bo tłukące po twarzy owady przypominały o tym że mogłaby mnie tu skasować byle pszczoła przy czołowym zderzeniu jakby w oko wycelowała;)
No i jesteśmy w Czudcu - właściwie to już prawie jego koniec - końcowy przystanek na ulicy jasielskiej. Stąd kawałek główną drogą i przez most do Zaborowa, ale my zaraz za mostem skręcamy w drogę równoległą do Wisłoka(pod mostem kolejowym)
i dalej trzymając się biegu rzeki jedziemy kolejno marnym asfaltem, szutrem, dróżką nad brzegiem rzeki, drogami wyłożonymi betonowymi płytami itp - powinniśmy wyjechać na wysokości mostu drewnianego(stąd można odbić na wzgórze gdzie znajdują się ruiny tutejszego zamku)
My jedziemy dalej prosto - przez Wyżne(właściwie cały czas prosto) aż do mostku w gdzie przecinamy główną trasę. Jedziemy dalej na wprost przez przejście i skręcamy zaraz w prawo jadąc obok charakterystycznego budynku:
...który przywodzi mi na myśl skojarzenia z jakimś sierocińcem.
Kawałek pod górkę i w pierwszą drogę asfaltową po lewej - dalej już cały czas się jej trzymając powinniśmy dotrzeć do mostu w Babicy na który nie wjeżdżamy tylko dalej jedziemy prosto na Lubenię. Potem odbijamy przy drogowskazie na Tyczyn do Siedlisk. Już właściwie jesteśmy w domu - wystarczy przejechać do końca Siedliska i Budziwój gdzie na skrzyżowaniu można odbić już na Rzeszów do którego z tamtego miejsca jest około 9km.
My jednak w Budziwoju postanowiliśmy przeprawić się przez Wisłok do Boguchwały(dojeżdżając widać po drugiej stronie Wisłoka kościół właśnie w Boguchwale - z dwoma wieżami)
Aby plan zrealizować w Budziwoju należy skręcić w ulicę Porąbki i jechać nią gdzieś do numeru bodajże 85 - w każdym razie przed wyraźnym zakrętem asfaltu w lewo po prawej jest droga szutrowa prowadząca "w pola";) Dróżką tą dojeżdżamy do wiszącej kładki nad Wisłokiem, której nie znalazłem chyba na żadnej mapie;)
Można od niej udać się prosto na Boguchwałę albo wybrać bardziej wymagającą ścieżkę brzegiem Wisłoka na prawo.
My rzecz jasna pojechaliśmy w prawo:)
Wiedzie tam droga wysypana kamieniami a'la szutrówka po czym droga obija na lewo w kierunku Boguchwały, a my kontynuujemy ścieżką nad brzegiem rzeki.
Jest ona dość wąska i kręta - miejscami jest to ścieżynka nad samym brzegiem rzeki innym razem trochę się od niego oddala, kawałek wiedzie brzegiem pola inny wzdłuż jakiegoś ogrodzenia, itp. W jednym miejscu czeka nas nawet przeprawa przez wąski strumyczek;)
Po dojechaniu do odgrodzonego terenu oczyszczalni należy trzymać się blisko ogrodzenia i ją ominąć:) Jedziemy kawałek ubitą drogą aż do zabudowań gdzie odnajdujemy ścieżkę prowadzącą po schodkach w górę i dalej równolegle do ogrodzenia. Powinniśmy pokonać kawałek wzdłuż działek i dalej aż do wąskiej dróżki obok ogrodzenia. I na tej dróżce należy uważać! Są tam ostre zjazdy pośród gałęzi i krzaków z jednej strony a np siatką ogrodzenia po drugiej;)
Aha, na jednym takim ostrym zjeździe dokładnie na środku stoi sobie taki mały pniaczek - murowana wywrotka jeśli go w porę nie zauważyć;) Docieramy znowu nad sam brzeg rzeki(tylko żeby się ktoś z rozpędu do samej rzeki nie wpakował) i jedziemy jeszcze kawałek dróżkami w kierunku Rzeszowa. Powinniśmy dotrzeć do niedawno wybudowanego odcinka ścieżki pieszo-rowerowej prowadzącej później między rezerwatem Lisia Góra a samym Wisłokiem - i to już ostatnich kilka kilometrów naszej trasy gdzie wykorzystałem jeszcze Mirka jako wiatrochron;) Duży z niego chłopak to się fajnie jechało w jego cieniu:)
Po wszystkim jeszcze szybki prysznic, pyszna i pożywna kolacyjka(warzywka z patelni z kurczakiem:D ) oraz raport z trasy na bikestats.pl ;)
Pozdrawiam wszystkich przeglądających:)

Rzeszów-Kielanówka-Nosówka-Zgłobień-Wola zgłobieńska-Niechobrz Górny-Mogielnica-Boguchwała-brzegiem Wisłoka-Rzeszów

Piątek, 1 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria opisowo
Ulotka rowerowa gminy Boguchwała
Niebieskim szlakiem rowerowym "Błękitna pętla"(27,5km)

Zaczynamy w Rzeszowie kierując się ku ulicy Staroniwskiej, którą wspinamy się powolutku do góry - już na tym etapie można zacząć podziwiać ładne widoki dookoła.
Po dojechaniu do Kielanówki powinniśmy widzieć pierwsze oznaczenia niebieskiego szlaku "Błękitna pętla" i od teraz bacznie zwracamy uwagę na te niebieskie ciapki podczas drogi. Generalnie trasa jest nieźle oznakowana więc nie powinno być większych problemów, a gdyby się jakieś pojawiły to w miarę intuicyjnie łatwo odnaleźć prawidłową drogę - ja np przegapiłem jedno skrzyżowanie a innym razem omal nie wyjechałem gdzieś w pola zamiast trzymać się drogi;)
Za Kielanówką, ale przed Nosówką możemy skręcić w czarny szlak "Zabierzów"(1,6km) którego zadaniem jest podejrzewam połączenie z czerwonym szlakiem "W poszukiwaniu kurhanów" W Woli zgłobieńskiej z kolei mamy szansę odbicia na zielony szlak "Wielki las"(5,8km) prowadzący do rezerwatu.
Do miejsc ciekawych na pewno należy zaliczyć krótki podjazd z Woli zgłobieńskiej już na Niechobrz czy fragment szlaku który zdaje się prowadzić przez środek czyjegoś podwórka gdzieś w okolicy Niechobrza(widać już krzyż milenijny)

Innym razem postaram się napisać coś więcej albo jakieś zdjęcia zrobić bo na pewno tę trasę jeszcze powtórzę:)
Jak zapowiadałem tak też zrobiłem - w kolejnym wpisie jest dokładniejszy opis pierwszej części szlaku z mapką