Prawie jak interwały:)
Niedziela, 10 maja 2009
· Komentarze(0)
Kategoria sportowo
Około godziny 17 wracam do Rzeszowa i mam ochotę gdzieś się przejechać żeby nie zapomnieć jak to jest na siodełku. Nie udało się niestety nikogo namówić do towarzystwa, bo wszyscy mówią coś o burzach albo obowiązkach itp - przecież niedzielę mamy odpoczywać trzeba, a dziwny kolor nieba nie oznacza od razu że będzie burza:)
Niezrażony, ale z trochę mniejszym już entuzjazmem postanawiam wsiąść na rower choć na godzinkę:)
Przy okazji pożyczam od kolegi pulsometr - zmierzę sobie maksymalny puls(HRmax) :)
Tylko jak to zrobić? Najprościej będzie chyba znaleźć mocno pofałdowany teren i spróbować doprowadzić się do zawału:) Takoż też czynię - znaczy szukam terenu, nad zawałem jeszcze nie zdecydowałem(gdyby tylko mieć jakiegoś towarzysza lub lepiej towarzyszkę wycieczki która miałbym pewność wezwała by odpowiednie służby ratownicze i podtrzymywała akcję serca do czasu ich przybycia:) )
Z pofałdowanym terenem nie ma w mojej okolicy problemu - zacznijmy od podjazdu na ulicy staroniwskiej. Ciągnąć kierownicę i pchając ile sił w nogach pedały pomyślałem że chyba powinno się zaczynać od rozgrzewki(na pierwszym odcinku doszedłem do HR=187 a podczas podjazdu było i 194) - za rozgrzewkę uznałem szybki zjazd jakąś boczną, asfaltową drogą i kilka chwil pedałowania po niej.
A dalej przyszła pora na trening interwałowy(nie do końca, ale nieźle brzmi) - wybrałem sobie górkę pod którą wjeżdżałem ile tylko sił w nogach, rękach, biodrach, barkach, bo to wszystko pracowało:) Przy pierwszym razie doszedłem do 197 uderzeń serca na minutę, potem był ten zjazd i łapanie oddechu oraz czekanie aż puls spadnie do mniej więcej 160... i tak trzy razy - za drugim razem był mój max, czyli HR=202, a za trzecim dociągnąłem już tylko do 200 :)
Serce jak serce - jeszcze mnie tam nic w klatce piersiowej nie bolało(a zdarzały się takie przypadki) ale wysiadłem energetycznie - nie miałem już siły pedałować:) Ledwo na prostej później się toczyłem, aż do odzyskania sił.
Ogółem biorąc pod uwagę cały podjazd na Staroniwę - tam do chyba punktu maksymalnego miałem średni puls jakieś 180...
Swój cel jakim było zmierzenia maksymalnej wartości tętna osiągnąłem, więc mógłbym wracać już do domu(raczej na pewno wyższego pulsu bym już nie wykręcił wtedy) jednakże pora jeszcze młoda i miałem ochotę pozwiedzać tamte okolice.
w sumie często tędy jeździłem, a nawet nie wiedziałem że wystarczy trochę zboczyć z głównej drogi i robi się tak ładnie.
Taki np słoneczny stok - bardzo ładny stamtąd widok:) Ja co prawda miałem widok na wzrastające chmury burzowe(!) gdzieś na północy chyba z których na dodatek od czasu do czasu coś błyskało... ale i tak było fajnie:)
Przeszło mi wtedy przez myśl żeby już wracać, ale odgoniłem tę myśl i pojechałem tym razem na przeciwną stronę - gdzieś w okolice Racławówki czy tam Kielanówki... to tutaj też zapuściłem się na jedyny w tej trasie kawałek terenowy - gdzieś przez pola bo wyglądało(niestety na wyglądaniu się skończyło) jakby droga w stronę Rzeszowa prowadziła:)
W sumie cała droga w tym rejonie to były naprzemienne podjazdy i zjazdy, a ja jeszcze starałem się utrzymać wysokie tętno(to chyba niezdrowe, nie?)
Do Rzeszowa wjechałem gdzieś od strony podkarpackiej po kilkukilometrowym kluczeniu;)
Niezrażony, ale z trochę mniejszym już entuzjazmem postanawiam wsiąść na rower choć na godzinkę:)
Przy okazji pożyczam od kolegi pulsometr - zmierzę sobie maksymalny puls(HRmax) :)
Tylko jak to zrobić? Najprościej będzie chyba znaleźć mocno pofałdowany teren i spróbować doprowadzić się do zawału:) Takoż też czynię - znaczy szukam terenu, nad zawałem jeszcze nie zdecydowałem(gdyby tylko mieć jakiegoś towarzysza lub lepiej towarzyszkę wycieczki która miałbym pewność wezwała by odpowiednie służby ratownicze i podtrzymywała akcję serca do czasu ich przybycia:) )
Z pofałdowanym terenem nie ma w mojej okolicy problemu - zacznijmy od podjazdu na ulicy staroniwskiej. Ciągnąć kierownicę i pchając ile sił w nogach pedały pomyślałem że chyba powinno się zaczynać od rozgrzewki(na pierwszym odcinku doszedłem do HR=187 a podczas podjazdu było i 194) - za rozgrzewkę uznałem szybki zjazd jakąś boczną, asfaltową drogą i kilka chwil pedałowania po niej.
A dalej przyszła pora na trening interwałowy(nie do końca, ale nieźle brzmi) - wybrałem sobie górkę pod którą wjeżdżałem ile tylko sił w nogach, rękach, biodrach, barkach, bo to wszystko pracowało:) Przy pierwszym razie doszedłem do 197 uderzeń serca na minutę, potem był ten zjazd i łapanie oddechu oraz czekanie aż puls spadnie do mniej więcej 160... i tak trzy razy - za drugim razem był mój max, czyli HR=202, a za trzecim dociągnąłem już tylko do 200 :)
Serce jak serce - jeszcze mnie tam nic w klatce piersiowej nie bolało(a zdarzały się takie przypadki) ale wysiadłem energetycznie - nie miałem już siły pedałować:) Ledwo na prostej później się toczyłem, aż do odzyskania sił.
Ogółem biorąc pod uwagę cały podjazd na Staroniwę - tam do chyba punktu maksymalnego miałem średni puls jakieś 180...
Swój cel jakim było zmierzenia maksymalnej wartości tętna osiągnąłem, więc mógłbym wracać już do domu(raczej na pewno wyższego pulsu bym już nie wykręcił wtedy) jednakże pora jeszcze młoda i miałem ochotę pozwiedzać tamte okolice.
w sumie często tędy jeździłem, a nawet nie wiedziałem że wystarczy trochę zboczyć z głównej drogi i robi się tak ładnie.
Taki np słoneczny stok - bardzo ładny stamtąd widok:) Ja co prawda miałem widok na wzrastające chmury burzowe(!) gdzieś na północy chyba z których na dodatek od czasu do czasu coś błyskało... ale i tak było fajnie:)
Przeszło mi wtedy przez myśl żeby już wracać, ale odgoniłem tę myśl i pojechałem tym razem na przeciwną stronę - gdzieś w okolice Racławówki czy tam Kielanówki... to tutaj też zapuściłem się na jedyny w tej trasie kawałek terenowy - gdzieś przez pola bo wyglądało(niestety na wyglądaniu się skończyło) jakby droga w stronę Rzeszowa prowadziła:)
W sumie cała droga w tym rejonie to były naprzemienne podjazdy i zjazdy, a ja jeszcze starałem się utrzymać wysokie tętno(to chyba niezdrowe, nie?)
Do Rzeszowa wjechałem gdzieś od strony podkarpackiej po kilkukilometrowym kluczeniu;)