Pamiętnika reaktywacja...

Sobota, 20 marca 2010 · Komentarze(0)
Udało mi się przypomnieć sobie hasło i oto jestem z powrotem:) Może tym razem nie znudzi mi się ledwie po kilku wpisach...

Początek astronomicznej wiosny to dobra okazja do pierwszego wpisu w tym roku:)
Początek sezonu otwieramy symboliczną ósemką wokół "własnego podwórka" która choć krótka pozwoliła na wyciągnięcie kilku wniosków:
1. Zima sama w sobie nie wyrządziła zbytnich spustoszeń w stanie technicznym rowerka(przynajmniej nic nie odpadło) - ot, trochę malowniczej "zlociny" tu i tam;)
2. Zima spędzona na strzelaniu z łuku do dzików, elfów i takich tam w pewnej popularnej grze MMORPG poczyniła spore spustoszenia w mojej i tak lichej kondycji.
3. Czas kupić nową koszulkę:)


Przy okazji odświeżania hasła w gpsies wyklikałem też ślad.

Rzeszów-Tyczyn-Borek Stary i Nowy-Błażowa-Kąkolówka-Wilcze(Patria)-Baryczka-Połomia-Wyżne-Boguchwała-Rzeszów

Środa, 13 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria turystycznie

Przedstawiona mapa ma charakter poglądowy - oddaje mniej więcej zarys trasy, ale to bardzo zgrubny zarys jest;)

Pierwsza poważniejsza wycieczka w tym sezonie. Jako cel obraliśmy najwyższy punkt w tych okolicach - Patrię(506m.n.p.m.) w rezerwacie Wilcze.
Początek standardowo w kierunku Budziwoju, ale tym razem odbijamy w ulicę bodajże dworską która prowadzi aż do Tyczyna. Gdzie na samym początku omal się pod ciężarówkę nie wpakowałem przez nieuwagę i te nagle wyłaniające się przy drodze krawężniki;) Nie jest prawdą niestety że w takich chwilach całe życie przebiega przed oczami... a może to jeszcze nie była sytuacja z pogranicza?:)
Że przejazd przez Tyczyn wiąże się z pokonaniem niemałego przewyższenia każdy kto tam jechał np w kierunku Hermanowej wie. My na Hermanową nie skręcaliśmy tylko pojechaliśmy prosto - prosto na podjazd. Co do tego podjazdu pewnie dla przeciętnego rowerzysty przyzwyczajonego do tych okolic wielkim wyzwaniem on nie był, ale... No właśnie - czuję się kaleką bo mam obecnie tylko dwa przełożenia w rowerze do wyboru i z racji tego podjazdy to dla mnie prawdziwa męka.
Co ciekawe w tym wypadku poczułem co to znaczy odmowa - to taki stan którym organizm sygnalizuje że nie pozwoli na bezlitosne pchanie w pedały na beztlenie skoro od 20h(około godziny 15) nie dostał żadnego posiłku:)
Tak, tutaj ważna uwaga - nie wybierajcie się na wyprawy rowerowe jeśli ostatnim posiłkiem była kolacja w dniu poprzednim:)
Tutaj też ciekawy wniosek treningowy - w tempie umiarkowanym z niewielkim obciążeniem mogę jechać tak bez jedzenia bez problemu wiele godzin(nie ma to jak organiczne akumulatorki lipidowe;p ), ale już wkroczenie w strefę wysiłku beztlenowego bardzo szybko zużywa dostępne źródła energii ;/
W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zacząć się przykładać do tej jazdy rowerem, a nie jak dotychczas tylko na spokojnie - rekreacyjnie.
Wracając do trasy - jakoś się tam wtoczyłem do końca, uzupełniłem zapas energii batonikiem(całe 106kcal, że nie miałem czegoś mocniejszego) i pojechaliśmy dalej.
A dalej to w sumie kluczyliśmy gdzieś po okolicach Kielnarowej i obu Borków - Starego i Nowego.
Zahaczyliśmy nawet o sanktuarium maryjne w borku, gdzie jest cudowne źródełko. Żaden z nas nie ryzykował popijania z niego - ta cała instalacja jakoś tak nie budziła zaufania:)
Kapliczka i źródełko w Borku Starym © szemi

Potem jeszcze droga krzyżowa - no tak wypadło że część trasy się nam z nią pokrywała, bo dokądś prowadziła a o to nam chodziło:)
Aha, warto wspomnieć że tuż przed wejściem na teren sanktuarium Mateusz postanowił odkręcić sobie mostek i przykręcić go na nowo i tak z dwa razy - spokojnie raczej nie z nudów coś mu tam chyba za luźno się obracało:)
Nasza dalsza droga wyglądała w ten sposób że udało się nam w końcu znaleźć jakiś zjazd do normalnej drogi(od momentu wyjazdu z sanktuarium były drogi polne i pod koniec szutrowa tylko) gdzie pojechaliśmy w kierunku z którego przyjechaliśmy:) Po wyprostowaniu naszych ścieżek przez spotkaną autochtonkę udaliśmy się już w kierunku Błażowej skąd też nie bez komplikacji na Kąkolówkę.
W Błażowej zatrzymaliśmy się w sklepie aby uzupełnić - w moim przypadku wodę, a Mateusz zgłodniał akurat:)

Teraz zaczyna się zasadnicza część naszej wyprawy - z Kąkolówki zielonym pieszym szlakiem wędrownym(1.5h) zaczynamy zdobywać pasmo Wilcze.
Droga prowadzi jak łatwo zgadnąć pod górę - po trochu jakąś dróżką polną, szutrową i asfaltową nawet:) (Błażowa to mniej więcej 250m.n.p.m. a sama Patria to wg różnych źródeł 506-510m.n.p.m.)

Dla mnie to istne piekło było... ale trzeba przyznać że coś takiego ma pewną wartość treningową w przeciwieństwie do wycieczek z koleżankami:)
Dojeżdżam do linii lasu - prawą łydkę jakiś skurcz chwycił, ale twardym trza być nie miękkim:)
Od tego momentu to już w moim przypadku właściwie podejście nie podjazd:)
Droga przez las miejscami całkiem stromo w górę, a nawierzchnia na złość wilgotna(trzeci raz tam byłem i nigdy sucho nie było) - w moim przypadku nie dało się jechać stając na pedałach bo koło się zwyczajnie ślizgało co zmusiło mnie do pokornej wspinaczki z rowerem na piechotę:)

Te trudy wynagradzają widoki na górze - aha, żeby trafić na punkt widokowy gdzie stoi przedstawiony na fotce krzyż należy trochę odbić gdzieś w tym miejscu ze szlaku drogą prowadzącą ku światłu - inaczej tego nie opiszę:)


Dalej czekała nas trasa żółtym szlakiem - wzdłuż tego pasma.
Na tym etapie miałem momenty zwątpienia - sprzedać rower, kupić aparat i zająć się fotografią a nie tak wykańczać... ale chyba skończy się na inwestycji w kierunku przywrócenia rowerkowi tak podstawowej funkcjonalności jaką jest zmiana przełożeń;)

Trasa bardzo fajna - obfituje w krótkie zjazdy i podjazdy, prowadzi częściowo lasem, czasem przez jakąś polanę, ogólnie bardzo malowniczo:)
Na jednej z takich polanek omal nie wjechałem w krzak jeżyn - właściwie wjechałem, ale tylko w połowie:) Mając hamulce v-brake trzeba uważać pokonując drogę gdzie woda zebrana w koleinach sięgała po pedały bo potem już skuteczność nie ta sama o czym za chwilę:)
Szlak jest oznakowany tak sobie - niby jest ale jednak w większości jechaliśmy na wyczucie bo np brakowało oznaczeń po wyjeździe na otwartą przestrzeń.

Najciekawszym chyba miejscem był końcowy już zjazd gdzieś w kierunku Baryczki.
Droga przez las czyli jakaś polno-szutrowa z kamieniami, korzeniami, i innymi przeszkodami nie wspominając o zwyczajnych nierównościach. I co najważniejsze - potwornie stromo jak na zjazd taką drogą. Na pewnym etapie miałem zaciśnięte obie klamki hamulca - przedni amor sama siła hamowania ugięła prawie do oporu(już mi koło o bidon się ocierało) a mimo tego jechałem w dół bez wyraźnej utraty prędkości... pewnie obręcze były jeszcze trochę brudne, ale nie na tyle by w ogóle nie reagować na hamowanie:)
Generalnie - pełen wypas, dość ciekawie technicznie i najbardziej emocjonująca część naszej dzisiejszej trasy.

Potem to już właściwie nic ciekawego - no jeszcze szlak zgubiliśmy, ale to przez ten zjazd właśnie.
Dalej już asfaltem były Połomia, Wyżne i ponieważ ciemno się powoli robiło zdecydowaliśmy wracać główną trasą przez Zarzecze i Boguchwałę do Rzeszowa.
Drogę powrotną spędziłem "na kole" Mateusza - zimno już było więc taka opcja była najefektywniejsza:)

I to by było na tyle:)

Prawie jak interwały:)

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sportowo
Około godziny 17 wracam do Rzeszowa i mam ochotę gdzieś się przejechać żeby nie zapomnieć jak to jest na siodełku. Nie udało się niestety nikogo namówić do towarzystwa, bo wszyscy mówią coś o burzach albo obowiązkach itp - przecież niedzielę mamy odpoczywać trzeba, a dziwny kolor nieba nie oznacza od razu że będzie burza:)

Niezrażony, ale z trochę mniejszym już entuzjazmem postanawiam wsiąść na rower choć na godzinkę:)
Przy okazji pożyczam od kolegi pulsometr - zmierzę sobie maksymalny puls(HRmax) :)
Tylko jak to zrobić? Najprościej będzie chyba znaleźć mocno pofałdowany teren i spróbować doprowadzić się do zawału:) Takoż też czynię - znaczy szukam terenu, nad zawałem jeszcze nie zdecydowałem(gdyby tylko mieć jakiegoś towarzysza lub lepiej towarzyszkę wycieczki która miałbym pewność wezwała by odpowiednie służby ratownicze i podtrzymywała akcję serca do czasu ich przybycia:) )
Z pofałdowanym terenem nie ma w mojej okolicy problemu - zacznijmy od podjazdu na ulicy staroniwskiej. Ciągnąć kierownicę i pchając ile sił w nogach pedały pomyślałem że chyba powinno się zaczynać od rozgrzewki(na pierwszym odcinku doszedłem do HR=187 a podczas podjazdu było i 194) - za rozgrzewkę uznałem szybki zjazd jakąś boczną, asfaltową drogą i kilka chwil pedałowania po niej.
A dalej przyszła pora na trening interwałowy(nie do końca, ale nieźle brzmi) - wybrałem sobie górkę pod którą wjeżdżałem ile tylko sił w nogach, rękach, biodrach, barkach, bo to wszystko pracowało:) Przy pierwszym razie doszedłem do 197 uderzeń serca na minutę, potem był ten zjazd i łapanie oddechu oraz czekanie aż puls spadnie do mniej więcej 160... i tak trzy razy - za drugim razem był mój max, czyli HR=202, a za trzecim dociągnąłem już tylko do 200 :)
Serce jak serce - jeszcze mnie tam nic w klatce piersiowej nie bolało(a zdarzały się takie przypadki) ale wysiadłem energetycznie - nie miałem już siły pedałować:) Ledwo na prostej później się toczyłem, aż do odzyskania sił.
Ogółem biorąc pod uwagę cały podjazd na Staroniwę - tam do chyba punktu maksymalnego miałem średni puls jakieś 180...
Swój cel jakim było zmierzenia maksymalnej wartości tętna osiągnąłem, więc mógłbym wracać już do domu(raczej na pewno wyższego pulsu bym już nie wykręcił wtedy) jednakże pora jeszcze młoda i miałem ochotę pozwiedzać tamte okolice.
w sumie często tędy jeździłem, a nawet nie wiedziałem że wystarczy trochę zboczyć z głównej drogi i robi się tak ładnie.
Taki np słoneczny stok - bardzo ładny stamtąd widok:) Ja co prawda miałem widok na wzrastające chmury burzowe(!) gdzieś na północy chyba z których na dodatek od czasu do czasu coś błyskało... ale i tak było fajnie:)
Przeszło mi wtedy przez myśl żeby już wracać, ale odgoniłem tę myśl i pojechałem tym razem na przeciwną stronę - gdzieś w okolice Racławówki czy tam Kielanówki... to tutaj też zapuściłem się na jedyny w tej trasie kawałek terenowy - gdzieś przez pola bo wyglądało(niestety na wyglądaniu się skończyło) jakby droga w stronę Rzeszowa prowadziła:)
W sumie cała droga w tym rejonie to były naprzemienne podjazdy i zjazdy, a ja jeszcze starałem się utrzymać wysokie tętno(to chyba niezdrowe, nie?)
Do Rzeszowa wjechałem gdzieś od strony podkarpackiej po kilkukilometrowym kluczeniu;)